Annę Korcz do Pomiechówka przywiodła miłość do Pawła Pigonia, mieszkańca Modlina. Tu spędza weekendy, wpada w każdej wolnej chwili. „Zacisze”, którego jest właścicielką stał się jej drugim domem, ale czy znalazła w nim spokój, którego szukała?
Z Anną Korcz i jej partnerem Pawłem Pigoniem spotykamy się w „Zaciszu”. W miłej atmosferze rozmawiamy o pomyśle na jego uruchomienie, dalszych planach i o ich związku, o którym swego czasu było dość głośno. Anna Korcz od razu proponuje, abyśmy mówiły sobie po imieniu. Jest naturalna, nie zachowuje dystansu, podczas rozmowy nie czuję, że rozmawiam z gwiazdą. Pewnie dlatego pozwalam sobie na zadawanie śmiałych pytań i otrzymuję szczere odpowiedzi. Kiedy oglądam „Na Wspólnej” myślę: Anna Korcz jest przy kości, ale bardzo ładnie wygląda.
Czy często ludzie mówią Ci, że lepiej wyglądasz „na żywo” niż na ekranie?
To jest moim minusem zawodowym, bo w życiu to fajnie jest lepiej wyglądać w realu. Kamera mnie nie kocha. Lepiej wychodzę na zdjęciach, co oczywiście jest zasługą ludzi potrafiących mnie pięknie sfotografować. To mój pech zawodowy. Jest też rzeczą wiadomą, że kamera potrafi dodać do 10 kg, mnie dodaje za dużo. Bardzo często ktoś zaczepia mnie i mówi: o mój Boże, na ekranie pana taka stara i gruba, a w życia taka szczupła i młodziutka. Te osoby robią to w tak wdzięcznie, że nie można się gniewać. 6 lat temu napisała do mnie fanka: „moja mama też jest po 50 –tce, a wygląda od pani dużo gorzej. Miałam wtedy 38 lat. W ubiegłym tygodniu jakaś pani do mnie podeszła i pyta: „Jasio to pani wnuczek?” Widocznie dla niektórych już jestem babcią (śmiech).